piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 18

- Pa skarbie. Kocham Cię jutro przyjadę. 
- Dobrze. Też Cię kocham i pa. 
- A... ! 
- Co ? 
- Bym zapomniała w torebce na szafce są klucze od domu weź je i przywieź mi coś ok ?
- Jasne skarbie. Pa - ucałował mnie w czoło i wyszedł.
Zostałam sama w białej sali

*****W Nocy*****
Bez perspektywy 

Dziewczyna leżała spokojnie na sali był środek nocy. Około 5.30
Do szpitala wchodzi chłopak. Ubrany w czarną skórzaną kurtkę, czarne rurki i czarne adidasy. Na jego głowie widniał kaptur.
Na szpitalnym holu nie było żywej duszy. Tylko On. 
Wchodzi do sali z numerem 115. Widzi dziewczynę. Śpiącą bezbronną dziewczynę. 
Podchodzi bliżej i gładzi jej policzek. Chcę jej, pragnie jej ale wie, że nie może. 
Odpina jeden kabelek. Ten najważniejszy, ten który podtrzymuje jej nie równy oddech.
Wybiega z sali, a po chwili także ze szpitala. 
Odjeżdża czarnym kabrioletem. 

*****7.30*****
Perspektywa Justina

Właśnie wszedłem do szpitala. Kieruje się do sali której numer poznałem wczoraj. 

Byłem już na sali Vanessy. Leżała na łóżku - spała. 
Odłożyłem cicho torbę na szafkę obok jej łóżka, a sam usiadłem na tym samym krześle co wczoraj. 
Patrze na moją dziewczynę. Cała jest blada. Wręcz biała. Ma sine usta i podpuchnięte oczy.

Bez perspektywy

Dziewczyna próbuje oddychać, nabrać powietrza. 
Zaczyna się dusić nic nie może zrobić. Nie może oddychać. 
Jej ciało zaczyna drgać. Coraz szybciej i szybciej. 
Chłopak nie wie co ma zrobić. Biegnie po lekarza. 
Sam musi zostać przed salą.

Na sali (dalej bez perspektywy)

Dziewczyna zaczyna drgać coraz szybciej. Wyglądało to jak napad padaczki. 
Lekarz i pielęgniarki ratują ją na wszelkie możliwe sposoby. Lecz nic - zero. Dopóki nie znaleźli przyczyny jej nagłego napadu. 
- Co ?! - krzyknął podenerwowany lekarz. - Kto odłączył jej tlen ?! 
- Jak to panie doktorze wieczorem wszystko było na swoim miejscu przyrzekam. 

Na korytarzu.
Perspektywa Justina

Z sali po raz kolejny usłyszałem krzyk pielęgniarki. Tym razem coś czego za wszelką cenę nie chciałem usłyszeć
- PANIE DOKTORZE TRACIMY JĄ !
Te słowa mnie załamały. Usiadłem na krześle obok i myślałem. Myślałem o tym co jej się stało i dlaczego.
Czemu tak nagle dostała napadu. Wczoraj było wszystko dobrze. 



Nagle drzwi sali się otworzyły - wstałem.
Z sali wyjechała na łóżku Van ale ona była nie przytomna i nie oddychała chyba. 
Za nią lekarze i pielęgniarki. Pojechali gdzieś w głąb szpitalu.
Została tylko jedna pielęgniarka koło mnie. Kobieta ma około 45 lat.
- Jesteś jej chłopakiem prawda ?
- Tak. 
- Musisz tu zostać. Dziewczynę przewieziona na intensywną terapie. 
- Dlaczego ? Co jej się stało ?
- Ktoś musiał w nocy odłączyć jej tlen. Albo jakoś nad ranem bo dłużej niż dwie godziny by nie wytrzymała.
- Ale kto to mógł być ? Ona nie miała wrogów. 
- Mógł to być każdy. 
- Rozumiem - usiadłem zdenerwowany - Mogła by pani mnie zostawić samego ? 
- Jasne. Może przynieść Ci wody ? 
- Nie, dziękuje.
Po tych słowach pielęgniarka odeszła, a ja zostałem sam.
Myślałem kto mógł by jej chcieć coś zrobić.
Wczoraj wieczorem dzwoniłem do Emmy powiedziałem jej ale ona nie mogła przyjechać. Miała zrobić to dzisiaj ale nie wiem co z nią. 
Gdy z nią rozmawiałem w tle słyszałem głos jakiegoś chłopaka. Kazał jej skończyć rozmowę, a ona posłusznie to zrobiła. 
Nic więcej nie wiem ....
_________________________________________________________________________________
Jest Next  ;*** Troche inny niż zazwyczaj no Ale.... Jak myślicie kto był w sali Vanessy w nocy ? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz